raport literkowy 2025.10
przeczytane
bernardinum 2025. no to chyba wszyscy znają. czytałem to jeszcze w podstawówce? nie bardzo pamiętam, zresztą z samej książki poza bohaterem i kapitanem też nic nie zapamiętałem. taki trochę "winnetou" w międzywojniu i na żaglowcach.
wydawnictwo bernardinum było mi w ogóle nieznanym, co ma sens - wydają prawie wyłącznie książki katolickie, dewocjonalia, pomoce katechetyczne, biblie w rebusach, mapy galilei, przepisy kulinarne zakonników etc. wg opisu wydawnictwa, ten "znaczy kapitan" to wydania szesnaste do osiemnastego (wg którego jest ebook, nie wiem).
dużo już czasu upłynęło od wydania książki, trochę się zestarzała i to niekoniecznie w dobry sposób. ale trochę rozumiem nostalgię czytelników i fenomenalne oceny na lbc, borchardt pokazuje świat z czasów kiedy pewnie ludzie o podróżach to co najwyżej marzyli, do tego pełen silnych, honorowych ludzi etc. literatura marynistyczna to raczej nie dla mnie, pamiętników też raczej nie czytam, ale powiedzmy raz na jakiś czas można spróbować bez negatywnego odbioru. za to nie wyobrażam sobie czytać tego raz do roku, jak niektórzy się chwalą w recenzjach, no to już strata czasu.
helion 2020. helion ma wiele imprintów, to wyszło w katalogu helionowym *editio*, względnie *editio.historia*. istotnie książka popularnohistoryczna, zbiór rozmów z historykami (autorka też jest absolwentką i popularyzatorką historii) opowiadających o różnych europejskich miastach w różnych wycinkach czasu.
co jest dobre - pani autorka uniknęła kejsu dana browna i nie pisze tylko o miastach, które zna każdy zachodni turysta. ok, są paryż i wenecja, ale to w sumie wszystko, raczej skupiamy się na mniej oczywistych miejscach, jak np. gandawa i olsztyn. jak ktoś zainteresowany, to miasta są wszystkie wypisane na okładce.
co również jest dobre - dobór rozmówców. w większości historycy uniwersytetu warszawskiego, czuć że wiedzą o czym mówią, nawet jeśli nie mają dużych szans żeby sie wykazać, bo rozdziały nie są jakieś wielce obszerne. i autorka/rozmówiczyni/moderatorka też wypada całkiem nieźle, przygotowana, sensowne pytania, bez pierdół. chyba że na etapie redakcji po prostu wycięli wszystko co złe.
co jest trochę mniej dobre (subiektywnie): właśnie ta skrótowość to słaba strona książki, niektóre rozdziały aż się proszą o pogłębienie i rozwinięcie. niech będzie że skoro książka jest popularno-historyczna to ok, w razie czego np. o historii gandawy dużo jest na wikipedii.
co jest już bardzo złe: w rozdziale o olsztynie w ogóle nie zostało wspomniane o olsztyńskim festiwalu serów i twarogów. nieakceptowalne. co prawda skupiamy się na czternastym wieku, ale z mojej znajomości olsztyna to jest jedyne istotne, co się tam dzieje. rozumiem, że na usta ciśnie się pytanie, kto na jubileuszowym, dziesiątym już festiwalu (2025) zdobył wyróżnienie "król serowy" w kategorii serków wiejskich, ale do tej informacji nie udało mi się dotrzeć. social media festiwalu nieco kulejące, nawet ai nie wie.
cena okładkowa książki to 54,90 zł. tyle bym raczej nie dał. natomiast pozycję wypatrzyłem w jakiejś taniej książce czy czymś takim, czekając aż żona wyjdzie od lekarza. cenówka głosi 16,90 zł, to pewnie tyle zapłaciłem. wydane na bardzo ładnym papierze, miejscami kredowym, sporo ilustracji i zdjęć. raczej oddam to do biblioteki żeby nie zajmowało miejsca na półce, ale zakup uznaję za trafiony.
biblioteczka
amerykańscy autorzy fantasy wymyślili sobie dwa lata temu "Day of the Dragon", święto smoka, taką jakby akcję promocyjną. co roku proponują różne spotkania, konkursy, memy, promocje, merch etc. co ciekawe, obniżają ceny swoich książek na amazonie do $0.99. tym sposobem nabyłem dwa cykle, ryana cahilla i philipa quaintrella, 13 książek, za niecałe 13 dolarów. oceny mają bardzo dobre, ale nie słyszałem o tym za wiele. za te pieniądze to i tak warto sprawdzić. pierwszy tom cyklu cahilla, z tytułem "z krwi i ognia" wydał ostatnio vesper na twardo i barwiono, cena okładkowa 99 zł.
poza ww. nie wpadło wiele, wyróżniłbym chyba tylko "gdzie zakopano topór" raya naylera (wydawnictwo mag, w serii uczta wyobraźni). z tego roku, podobno świetne, dystopijne sf. czuję piniondz, do tego miejsce w uw to też jakiś certyfikat jakości. akurat świat książki zrobił promocję, to wydałem te 24,50. w tej samej promce kupiłem "diabły" abercrombiego, początek nowego cyklu.
chrumkanie
algorytm youtuba podrzucił mi filmik o książkach. pani ma tezę, że w socialmediowych treściach o literaturze nie chodzi o czytanie, a o pewien performance. nie uczestniczę w książkowych socialach poza yt i fb (które obecnie uchodzi za medium dla starych dziadów), booktok jest mi całkowicie obcy choćby dlatego, że nigdy nie miałem konta na tiktoku. więc to co pani pokazuje jest trochę nowe. i np. są tu takie ciekawostki jak:
- kupowanie kilkunastu wydań jednej i tej samej książki, tutaj na przykładzie "fourth wing" rebeki yarros (polski wydawca wydał to pod angielskim tytułem, ale powinno być chyba "czwarte skrzydło", chyba że dosłowne tłumaczenie nie ma sensu, książki nie znam to nie wiem). w filmiku jest pokazane, że jakaś dziewczyna ma wszystkie możliwe wydania tej książki, zwykłe, twarde, różne okładki, zintegrowane, edycje specjalne, z autografami, edycje z brzegami, edycje w innych językach (łącznie z takimi których nie zna) i pewnie inne. komentarz był taki, że ma edycji tej jednej książki za ok. 5000 dolarów. to się wydaje nieprawdopodobne, więc domyślam sie, że chodzi o różne edycje książek z tego cyklu (też trudno uwierzyć w te 5k, ale mniej).
- wydawanie książek z barwionymi brzegami skończyło się tym, że ludzie zaczęli ustawiać książki na półce grzbietami do środka, czyli tak żeby te barwienia były widoczne dla patrzącego. nie wiadomo jaka to książka, ale jest kolorowo.
- półeczki z przegryzkami do czytania? nie wiem czy to naprawdę istnieje czy ktoś kręci bekę, ale żarcie czekolady przy czytaniu barwionej, autografowanej, uberdrogiej edycji specjalnej ostatniej książki o nadobnej księżniczce zakochanej w przystojnym wampirze wydaje się przeciwskuteczne.
- kolorowe naklejkowe znaczniki do oznaczania ulubionych fragmentów, w ilościach nie do przetworzenia dla normalnego człowieka. pokazana jest dziewczyna, która ma tych znaczników pięć szuflad, ładnie poukładanych, czyli tak ze 20 tysięcy znaczników? to by chyba starczyło na całość dzieł zebranych lenina, wszystkie harlequiny, encykliki i margit sandemo, może nawet na jakieś krótszego dukaja.
- haule zakupowe - to akurat czasem lubię, jeżeli robi to ktoś kto kupuje nie same nowości, tylko coś co uważa za wartościowe. traktując je jako rekomendacje można trafić na fajne rzeczy. ale w takim ujęciu jak tu jest przedstawione, gdzie ktoś kupuje po prostu wszystkie nowości romantasy, to nie wiem jaki jest sens oglądania tego, w zasadzie można otworzyć sobie bestsellery amazona i wyjdzie na to samo. pani w komentarzu mówi o presji kierowanej do młodych, tego chyba nie odczuwam. ale nie ten wiek, nie ta płeć, nie te dochody i nie ta przestrzeń na półkach.
w ogóle ta gina ma ciekawy kanał, obejrzałem parę materiałów, pani ma raczej krytyczny stosunek do książkowych social mediów, aplikacji, goodreads, ich gamifikacji, nadmiernej konsumpcji książkowej etc. paradoksalnie raczej nie opowiada o książkach.

